Cześć Kochane!
Jak wiecie, mam cienkie włosy. Nie spędza mi w żadnym wypadku to snu z powiek, ale nie ukrywam, że z pewną zazdrością oglądam się za szczęściarami, którym natura włosów nie poskąpiła. Fajnie byłoby mieć ciężki warkocz, a rano rozpuszczać włosy związane na noc w ślimaka i mieć piękne, grube fale a nie jeden biedny kołtun. No ale cóż, to akurat jest jedna z rzeczy, których nie jesteśmy w stanie zmienić w naszym wyglądzie. Trzeba więc się z tym pogodzić i żyć:)
No właśnie- jak żyć z cienkimi włosami w zgodzie?
Mam na to 3 sposoby.
1. Odpowiednia pielęgnacja- oczywista oczywistość 😉
W temacie pielęgnacji nie jestem żadnym ekspertem. W zasadzie nie doszłam jeszcze do tego, jak dbać o moje włosy, żeby wyglądały idealnie, jak na swoje możliwości oczywiście. Ciągle próbuję, a ogromną pomocą i kopalnią wiedzy w tym temacie są dla mnie blogi Anwen i Martusiowy Kuferek. Jedno jest pewne- nasze cienkie włosy wymagają więcej uwagi i poświęcenia, żeby odwdzięczyły się nam w miarę fajnym wyglądem. Ale co ważne- musimy w tej pielęgnacji zachować umiar. Nadmiar odżywek, masek, olejków i wszelkich innych mazideł, może obciążyć cienkie włosy i doprowadzić nas na skraj rozpaczy, kiedy zamiast pięknej, błyszczącej tafli na głowie pojawiają się posklejane strąki.
Powiem Wam jednak tak po cichu, że zauważyłam u siebie dziwną prawidłowość- im mniej czasu i uwagi poświęcam włosom, tym lepiej wyglądają.. No ale nie będę polecać Wam tego sposobu, tutaj same musicie znaleźć złoty środek 😉
Powiem Wam jednak tak po cichu, że zauważyłam u siebie dziwną prawidłowość- im mniej czasu i uwagi poświęcam włosom, tym lepiej wyglądają.. No ale nie będę polecać Wam tego sposobu, tutaj same musicie znaleźć złoty środek 😉
Najlepiej taki dodający objętości. Moim hitem jest zdecydowanie Batiste Volume XXL- nie dość, że odświeża włosy, to jeszcze efekt większej objętości jest na prawdę turbo! 🙂 Z używaniem suchego szamponu nie możemy jednak przesadzać! Codzienne używanie może obciążyć skórę głowy i wcale nie pomoże naszym włosom. Sama używam go, kiedy nie mam czasu umyć włosów rano (tak, moje włosy wymagają codziennego mycia:( ), lub kiedy zależy mi, żeby wyglądać dobrze na jakieś większe wyjście. Na dzisiejszych zdjęciach widzicie moje włosy drugiego dnia po myciu, czyli w nie najlepszym już stanie, ale chciałam pokazać Wam jak ratuję się właśnie w takich krytycznych sytuacjach.
Dopinki są genialne. Nie obciążają włosów tak, jak trwałe przedłużanie, zdejmujemy je kiedy chcemy- to dla mnie ogromny plus! Szykując się do ślubu zagęściłam sobie włosy dwoma rzędami pasemek metodą na mikro ringi. Na szczęście zrobiłam to tydzień przed ślubem, bo przez kolejne trzy dni nie mogłam w nocy zmrużyć oka- tak było mi niewygodnie. Nie wspominając już o tym, jak bolała mnie skóra głowy. Nie miałam jeszcze wtedy doświadczenia z noszeniem dopinek na swojej własnej głowie i mimo, że moje klientki zawsze były z dopinek zadowolone, nie chciałam ryzykować, że w trakcie wesela dopinki wyślizgną się z moich śliskich włosów. I niepotrzebnie! Teraz wiem, że spokojnie mogłam postawić na clip in’y i nie męczyć się z doczepami, no ale mądra baba po szkodzie. Grunt, że w tej chwili dopinki są moją deską ratunkową i jestem z nich bardzo zadowolona!
Pod ostatnim tutorialem z użyciem dopinek (klik) pytałyście mnie gdzie je kupić, żeby nie naciąć się na bubla. Przeczesałam historię moich maili, żeby znaleźć sprzedawcę, od którego pochodzą moje włosy (a kupowałam je już na prawdę dawno, więc nie było to takie proste;) ) i mogę Wam zdecydowanie polecić hair4you– włosy mam już dłuższy czas, kręcę je, prostuję, czeszę, czasem nawet tapiruję, a wciąż są w dobrej formie.
W najbliższym czasie mam w planach zakup kilku nowych dopinek z różnych źródeł i na pewno podzielę się z Wami opinią.
A Wy jak radzicie sobie z cienkimi włosami? Może macie jakieś swoje triki, którymi chcecie się podzielić? 😉
Jul