Cześć Dziewczyny!
Wczorajszy dzień był dla mnie wyjątkowo ważny. Dokładnie rok temu założyłam swoją wymarzoną, wyczekiwaną działalność! 🙂 Nie mogę uwierzyć, że od tej pory minął już rok… ten czas zleciał mi w mgnieniu oka! Zresztą, nie tylko ostatni rok uciekł mi nie wiadomo kiedy, mam wrażenie, że po dwudziestce czas biegnie podwójnie szybko i mam tylko nadzieję, że po trzydziestce nie przyspiesza potrójnie (na razie tego nie odczuwam, przynajmniej nie aż tak 😉 ). W związku z moją małą rocznicą chciałabym napisać Wam kilka słów o tym jak to jest być na swoim i czy warto rzucić korpo, żeby podążać za swoimi marzeniami 🙂
Przede wszystkim muszę Wam powiedzieć, że od zawsze wiedziałam, że nie ma dla mnie innej opcji jak zostać swoim własnym szefem i założenie działalności było tylko kwestią czasu. Odkąd skończyłam liceum, miałam ogromną potrzebę znalezienia swojej drogi, której szukałam długie lata. Przez ten czas pracowałam w naprawdę wielu zawodach i części miejsc już nawet nie pamiętam. Co ciekawe, czesanie towarzyszyło mi zawsze, traktowałam je jednak jako pasję i nie wiedziałam jak mogłabym przekształcić ją w sposób na życie (miałam epizod w salonie fryzjerskim i wiedziałam, że na dłuższą metę taka praca nie wchodzi dla mnie w grę).
A więc bujałam się po świecie w poszukiwaniu swojej drogi, w międzyczasie będąc kelnerką, fryzjerką, opiekunką… sprzedawałam obrazy, pracowałam na produkcji, piekłam ciastka, prowadziłam sklep, aż w końcu trafiłam do korpo. Korpo ma to do siebie, że wciąga. Wciąga ludzi spragnionych stabilizacji, pieniędzy, wygody i zmęczonych ciągłym poszukiwaniem, a ja byłam właśnie na tym etapie. Znajomość języka niderlandzkiego pozwoliła mi wystartować z całkiem niezłego pułapu i gdy tylko w moim CV pojawiła się pierwsza korpo-posadka, oferty kolejnych zaczęły napływać z każdej strony. Można się rozleniwić, prawda?
Już po roku siedzenia za biurkiem doszłam do momentu kryzysowego (a może nawet było to już po 6 miesiącach?). Miałam wrażenie, że życie mi ucieka, że coś tracę, klepiąc codziennie przez 8 godzin w klawiaturę na klimatyzowanym openspejsie, a życie dzieje się na zewnątrz. Jednak w pełni dojrzałam do podjęcia męskiej decyzji dopiero po 2 latach! Po dwóch latach, w ciągu których nie było dnia (ani godziny), żebym nie myślała o założeniu swojej firmy! W międzyczasie pracowałam w weekendy czesząc panny młode i nieśmiało zaczynałam prowadzić bloga. Decyzja o tym co konkretnie będę robić, krystalizowała się więc powoli i kiedy zdecydowałam: odchodzę!, plan jako taki był już w mojej głowie.
Potem wszystko potoczyło się błyskawicznie – pewnego dnia powiedziałam sobie: teraz! Rzuciłam pracę, pozyskałam dotację, otworzyłam firmę, no i pyk! Minął rok. I teraz właśnie chcę podsumować to wszystko w kilku zdaniach, które być może i Wam pomogą w podjęciu decyzji, jeśli wahacie się nad otworzeniem własnej firmy.
- Nie musisz mieć planu na 3 lata do przodu. Ważne, że wiesz od czego zacząć. Kolejne możliwości i szanse pojawią się na Twojej drodze, kiedy już będziesz nią iść. Zaczynając działalność miałam mgliste pojęcie na czym mogę zarabiać, zaczynałam od czesania panien młodych, kolejne źródła zarobku objawiły mi się same;) Musisz mieć tylko oczy szeroko otwarte!
- Jeśli tak jak ja jesteś typem, który nie znosi podporządkowywać się komuś (szefowi;) ) wiedz, że nie ma na świecie cudowniejszego uczucia, niż bycie samodzielnym i możliwość decydowania o swoim czasie.
- Jeśli chcesz przejść na swoje, żeby mniej pracować – zapomnij. Na swoim pracujesz non stop, pracujesz od rana do nocy, pracujesz w weekendy i na urlopie. Praca staje się Twoim życiem. Ale wiesz co? Nagle przestajesz rozróżniać co jest pracą a co czasem wolnym, bo praca, która jest Twoją pasją nie męczy Cię i nie potrzebujesz od niej odpoczynku.
- Jeśli chcesz przejść na swoje, ale nie masz pasji i nie wiesz czym możesz się zajmować – wstrzymaj się. Rozglądaj się uważnie, szukaj inspiracji. Chodź na różne warsztaty, zajęcia, kursy, żeby znaleźć coś, co Cię wciąga. Podobno każdy z nas ma 7 talentów, trzeba tylko je odkryć! Jeśli będziesz szukać – znajdziesz miejsce dla siebie.
- Prowadzenie swojej firmy to nie bieganie po mieście w szpilkach i ołówkowej spódniczce z laptopem pod pachą. To użeranie się z urzędnikami, siedzenie w papierach, pilnowanie formalności, ciągła walka aby się rozwijać i w dodatku zarabiać. Na początku bywa ciężko! Wiedz, że będą trudne momenty, kiedy będziesz chciała rzucić to wszystko w cholerę i wrócić na etat, mieć wolny weekend, albo chociaż wieczór… Tak będzie. Dlatego z góry musisz postanowić sobie, że się nie poddasz! Uświadom sobie cel, dla którego to robisz, spisz listę plusów bycia swoim szefem i trzymaj pod ręką. A na mega kryzysy pomaga dzień offline, tak z mojego doświadczenia;)
- Kiedy wszystko idzie dobrze, uświadamiaj to sobie z całą mocą, ciesz się tym! Naładuj się tymi pozytywnymi emocjami, żeby wystarczyło ich na te trudniejsze momenty. O wiele łatwiej je wtedy znieść.
Odpowiadając na pytanie, które zadałam w tytule: zawsze warto podążać za swoimi marzeniami! Kiedy tylko nachodzą mnie jakieś wątpliwości co do tego, wyobrażam sobie 80-letnią Jul, która duma nad swoją przeszłością;) I wiem, że najbardziej na świecie żałowałaby, że z obawy przed porażką nie spełniała swoich marzeń, kiedy był na to czas, a teraz jest już za późno! Nic mnie tak nie motywuje do działania! 🙂
Pamiętajcie: lepiej zrobić i żałować, niż żałować, że się nie zrobiło:)
Jul
P.S. kto dotrwał do końca – gratuluję! 🙂